Strona:Leon Tołstoj - Anna Karenina Tom III.djvu/25

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Oświadczy się, nie oświadczy — mówił Lewin, obrywając białe wąskie płatki.
— Złe, źle! — chwytając go za rękę, zawołała Kiti, która z dziwnem wzruszeniem przypatrywała się jego palcom, oderwałeś odrazu aż dwa!
— Nic nie szkodzi, za to nie porachujemy tego małego — odparł, odrzucając mały, nierozwinięty płatek. — Już i linijka dopędziła nas.
— Nie zmęczyłaś się Kiti? — krzyknęła głośno księżna.
— Wcale a wcale nie.
— Siądź sobie, konie są zupełnie spokojne i jedź powolutku.
Nie warto jednak było wsiadać, gdyż było już bardzo blisko i całe towarzystwo poszło pieszo.

IV.

Wareńka wyglądała bardzo ładnie w swej białej chusteczce na czarnych włosach. Dzieci, z któremi chętnie i wesoło bawiła się, otaczały ją dookoła, i Wareńka była widocznie wzruszoną spodziewaną poważniejszą rozmową z mężczyzną, który jej się bardzo podobał. Siergiej Iwanowicz szedł koło niej, zachwycając się nią nieustannie. Patrząc na nią, przypominał sobie słowa, jakie słyszał od niej, wszystko co tylko wiedział o niej dobrego, i coraz bardziej i bardziej dochodził do przekonania, że wrażenie, jakie ona wywiera na nim, jest identycznem z tem, jakiego kiedyś — kiedyś już doświadczał, i to, gdy był jeszcze bardzo młodym. Uczucie zadowolenia, że znajduje się blisko niej, powiększało się wciąż, dochodząc do tego stopnia, że, kładąc Wareńce do koszyka ogromny, znaleziony przez siebie rydz, spojrzał jej w oczy i, zauważywszy na jej twarzy rumieniec radosnego wzruszenia, zmieszał się i nic nie mówiąc uśmiechnął się do niej uśmiechem, który mówił bardzo dużo.