Strona:Leon Tołstoj - Anna Karenina Tom III.djvu/216

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Uporczywa, natrętna myśl prześladowała ją nieustannie pod rozmaitemi postaciami. „Jeżeli działam w ten sposób na innych, na tego żonatego, kochającego człowieka, dlaczego on jest takim obojętnym względem mnie?... i to nawet nie obojętnym, gdyż wiem, że mnie kocha. Lecz coś nowego, nieznanego mi, rozdziela nas. Dlaczego niema go przez cały wieczór? Dał mi znać przez Stiwę, że nie może opuścić Jawszyna i że musi dawać na niego baczenie... Czy Jawszyn dziecko? Przypuśćmy jednak... że to prawda... on nigdy nie mija się z prawdą, lecz w tej prawdzie tkwi coś innego. Korzysta ze sposobności, aby złożyć mi dowód, że miłość nie może odbierać mu swobody, ale ja nie chcę jego dowodów, ja pragnę tylko miłości. Zdaje się, iż powinien wejść w me przykre położenie tutaj, w Moskwie. Czyż ja żyję naprawdę? Nie żyję, a wegetuję tylko, oczekując na koniec, który wciąż odwleka i odwleka się. Znowu niema odpowiedzi... Stiwa powiada, że teraz nie może jechać do Aleksieja Aleksandrowicza, a ja przecież nie mogę jeszcze raz pisać. Nie jestem w stanie nic robić, wziąć się do niczego, pędzić innego życia, muszę wstrzymywać się, czekać, wymyślając sobie ciągle nowe sposoby spędzania czasu: rodzinę Anglika, pisanie, czytanie, ale to wszystko, to tylko okłamywanie samej siebie, to samo co morfina. On powinien mieć litość nademną“ — mówiła, czując, że kręcą się jej w oczach łzy politowania nad samą sobą.
Nagle rozległo się urywane dzwonienie Wrońskiego. Anna czemprędzej obtarła łzy i nietylko obtarła je, ale siadła nawet niedaleko lampy i wzięła książkę, udając, że czyta i że jest zupełnie spokojną; trzeba dać mu do poznania, że jest niezadowoloną, iż nie dotrzymał obietnicy i nie wrócił na wieczór, ale że jest tylko niezadowoloną, lecz nie trzeba żadną miarą pokazywać mu swego zmartwienia, a przedewszystkiem nie wzbudzać jego litości. Sama siebie ma prawo żałować, lecz jemu nie wolno. Anna nie pragnęła