Strona:Leon Tołstoj - Anna Karenina Tom III.djvu/190

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— To już ja w takim razie z nim pogadam — zawołała ze śmiechem Natalia, zatrzymując się na dole i otulając się w rotundę. — Jedźmy więc i nie traćmy czasu...

V.

Poranny koncert składał się z dwóch nowości.
Pierwszą z nich była fantazya: Król Lir w stepie, drugą zaś kwartet, poświęcony pamięci Bacha. Rzeczy te były nieznane jeszcze zupełnie, i Lewin pragnął wyrobić sobie o nich swe zdanie. Po wejściu na salę odnalazł krzesło bratowej, poczem stanął pod kolumną i postanowił uważnie i pilnie wysłuchać całego koncertu. Lewin usiłował nie myśleć o niczem innem i nie psuć sobie wrażenia patrzeniem na kapelmistrza w białym krawacie, wymachującego rękami; na panie, które, wybierając się na koncert, wstążkami od kapeluszy pozawiązywały sobie uszy, i na całą publiczność, którą, albo nic nie zajmowało, albo zajmowało bardzo wiele rzeczy, nie mających nic wspólnego z muzyką; starał się również unikać rozmów ze znawcami muzyki, a stał spokojnie, patrząc w ziemie i słuchając.
Lecz im dłużej Lewin słuchał fantazyi, tembardziej przekonywał się, że trudno mu będzie wyrobić sobie o niej jakiebądź zdanie. Nieustannie zaczynał się, jak gdyby się zbierał muzykalny wyraz uczucia, lecz natychmiast rozpadał się, na odłamki nowych, urywkowych, muzycznych wyrazów, czasami zaś na niczem niepowiązane, prócz fantazyi kompozytora, nadzwyczaj jednak skomplikowane dźwięki. Lecz i same urywki tych muzykalnych wyrazów, czasami nawet ładne, były nieprzyjemne, gdyż były zupełnie nieoczekiwane i nic ich nie zapowiadało. Radość i smutek, rozpacz i pieszczota, tryumf i poniżenie, następowały po sobie bez żadnego porządku, jak uczucia obłąkanego i równie jak u obłąkanego, uczucia te mijały niespodzianie.