Strona:Leon Tołstoj - Anna Karenina Tom III.djvu/187

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nie wstydzę się więc mówić, że wykształcenie moje uważam za zupełnie niedostateczne.
— Nie zgadzam się z panem pod tym względem — odparł Lewin z uśmiechem, podziwiając, jak zawsze, jego skromne mniemanie o samym sobie, w którem dawała się czuć szczerość, a nie chęć wydawania się skromnym nad miarę.
— A jakże... teraz dopiero przekonywam się, że wykształcenie moje jest niedostatecznem. Nawet, wychowując obecnie dzieci, muszę wiele rzeczy odświeżyć sobie w pamięci, lub wręcz uczyć się ich na nowo. Mojem zdaniem, nie dość jest wziąć nauczycieli, trzeba koniecznie, aby ktoś nadawał ogólny kierunek i dopilnował całości; tak, jak np. pańskie gospodarstwo nie może się obejść bez robotników i dozorcy. Widzi pan co ja czytam?... — wskazał na leżącą na stole gramatykę Busłajewa — Misza musi się tego uczyć, a to takie trudne... Niech mi pan będzie łaskaw wytłómaczyć... tutaj powiedziano że...
Lewin usiłował wytłómaczyć mu, że tutaj niema nic do zrozumienia, a trzeba poprostu nauczyć się na pamięć, lecz Lwow nie chciał się zgodzić na to.
— Pan śmieje się tylko ze mnie.
— Myli się pan... ja właśnie, patrząc na pana, uczę się zawsze tego, co mnie czeka w przyszłości, t. j. wychowywania dzieci.
— Odemnie pan niewiele skorzysta — rzekł Lwow.
— Wiem tylko — odparł Lewin, żem nie widział dzieci lepiej wychowanych, jak pańskie, i życzę sobie, aby moje dorównywały im z czasem pod tym względem.
Lwow nie był w stanie powstrzymać uśmiechu zadowolenia.
— Niech tylko mają więcej wykształcenia niż ja... to wszystko czego pragnę. Nie ma pan pojęcia, ile pracy wymagają chłopcy, których nauka przez tak długi pobyt zagranicą była zaniedbaną.