Strona:Leon Tołstoj - Anna Karenina Tom II.djvu/440

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wyrazów współczucia, oburzania się i dziwienia kobiet, iż ośmieliła się pokazać całemu światu w swych koronkach na głowie i ze swą urodą, ten nie podejrzewał, że Anna przechodzi przez męki, jakich doświadcza człowiek, wystawiony pod pręgierzem.
Wiedząc, że coś zaszło, lecz nie wiedząc co mianowicie, Wroński zatrwożył się nadzwyczaj i, aby dowiedzieć się czegokolwiek, poszedł do loży brata, wychodząc naumyślnie wyjściem naprzeciwko loży Anny; w przejściu napotkał swego dawnego pułkownika, rozmawiającego z dwoma znajomymi.
Wroński dosłyszał, jak ktoś z rozmawiających wymienił nazwisko Kareninych i zauważył, że pułkownik czemprędzej pospieszył zawołać go głośno po nazwisku, przyczem spojrzał znacząco na rozmawiających.
— A Wroński!... kiedyż będziesz u nas w pułku? Nie możemy przecież pozwolić ci wyjeżdżać bez wydania uczty dla ciebie... przecież ty jesteś nasz bardzo dawny kolega i przyjaciel — rzekł pułkownik.
— Bardzo żałuję, nie mam czasu... chyba za drugim razem — odparł Wroński i czemprędzej udał się na pierwsze piętro do loży brata.
W loży siedziała stara hrabina, matka Wrońskiego. Po drodze na korytarzu Wroński spotkał swą bratowe i księżniczkę Sorokinównę.
Odprowadziwszy księżniczkę do matki, Waria podała rękę Wrońskiemu i natychmiast zaczęła z nim mówić o tem, czem była przejętą; Wroński nie widział jej jeszcze nigdy wzruszonej do tego stopnia.
— Mojem zdaniem jest to podłość i nikczemność i madame Kartasową nic nie mogło upoważnić do podobnego postępku. Madame Karenina... — zaczęła mówić.
— Co takiego?... ja nic nie wiem.
— Jakto, nie słyszałeś?
— Ja ostatni dopiero usłyszę o tem.