Strona:Leon Tołstoj - Anna Karenina Tom II.djvu/417

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

gdzie nie można było udać się, aby nie spotkać się z nim. Tak przynajmniej zdawało się Wrońskiemu, jak zdaje się człowiekowi, którego boli palec, że ciągle, jak gdyby naumyślnie, uraża się w ten bolący palec.
Pobyt w Petersburgu wydawał się tembardziej przykrym Wrońskiemu, że przez cały ten czas widział w Annie jakiś nowy nastrój, którego nie pojmował. Anna zdawała się chwilami być zakochaną w nim, chwilami zaś stawać się obojętną, rozdrażnioną i milczącą; widać było, że ma jakąś przykrość, że tai się z nią przed nim i że nie zwraca żadnej uwagi na te wszystkie obelgi, które zatruwają mu życie, a które dla niej, przy wrodzonej jej drażliwości, powinny być jeszcze bardziej dotkliwemi.

XXIX.

Anna przyjechała do Rosyi przeważnie po to, aby zobaczyć się z synem. Myśl o tem widzeniu się nie dawała jej ani chwili spokoju od samego wyjazdu z Włoch, i im bardziej zbliżała się do Petersburga, tembardziej cieszyła się i tem większą przywiązywała wagę do oczekiwanego spotkania. Nie myślała nawet, w jaki sposób zobaczy się z synem; zdawało się jej rzeczą najzupełniej naturalną i zwykłą, że podczas pobytu w Petersburgu ujrzy swego syna. Przyjechawszy jednak do stolicy, przypomniała sobie odrazu swe obecne położenie i przekonała się, że trudno jej będzie zobaczyć się z Sierożą.
Anna od dwóch już dni była w Petersburgu; myślała wciąż o synu, lecz nie widziała się z nim jeszcze. Wiedziała, że niema prawa jechać wprost do domu mężowskiego, gdzie mogłaby się spotkać z Aleksiejem Aleksandrowiczem, mogliby jej tam nie wpuścić i mogłaby się narazić na nieprzyjemność. Sama myśl o tem, aby napisać do męża, była jej bolesną; mogła być spokojną tylko wtedy, gdy nie myślała o nim. Dowiedzieć się, kiedy i dokąd syn chodzi na spacer,