Strona:Leon Tołstoj - Anna Karenina Tom II.djvu/386

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

go do oświadczyn. Aleksiej Aleksandrowicz oświadczył się, a więc poświęcił narzeczonej, a potem żonie, całe uczucie, na jakie był zdolnym zdobyć się.
Przywiązanie, jakie miał dla Anny, zniweczyło w duszy jego resztę potrzeby serdeczniejszych stosunków z ludźmi. I teraz nie miał nikogo bliższego pomiędzy wszystkimi swymi znajomymi. Miał tylko dużo tak zwanych stosunków, nie zaprzyjaźnił się jednak z nikim. Aleksiej Aleksandrowicz posiadał dużo takich znajomych, których mógł zaprosić do siebie na obiad, prosić o współudział w różnych sprawach, o zaprotegowanie kandydata, z niektórymi swymi znajomymi mógł otwarcie krytykować różne osobistości i władze wyższe, lecz stosunki z tymi ludźmi obracały się w dość ciasnem kole, zakreślonem przyzwyczajeniami i najrozmaitszymi pobocznymi względami, i nie było sposobu przekroczyć tego koła. Był coprawda jeden kolega uniwersytecki, z którym Aleksiej Aleksandrowicz zszedł się bliżej już po wyjściu z uniwersytetu, i z którym mógłby porozmawiać o swych osobistych sprawach, lecz kolega ten był teraz kuratorem w odległym okręgu naukowym, z osób zaś, które znajdowały się w Petersburgu, najbliższymi i najsympatyczniejszymi byli naczelnik kancelaryi i doktor.
Michał Wasiljewicz Sliudin, naczelnik kancelaryi, był rozumnym, dobrym i zacnym człowiekiem, i Aleksiej Aleksandrowicz wiedział napewno, że ma w nim życzliwego przyjaciela, pięcioletnie jednak wzajemne stosunki służbowe stworzyły pomiędzy nimi przepaść, która uniemożliwiała wszelkiego rodzaju wynurzania się.
Aleksiej Aleksandrowicz, skończywszy podpisywać papiery, spoglądał długo w milczeniu na Michała Wasiljewicza i parę razy próbował, lecz nie mógł zacząć mówić. Przygotował już nawet pytanie: „czy pan słyszał o mojem nieszczęściu?“ — skończył jednak na tem, że rzekł, jak zwykle — „a zatem pan mi to przygotuje“ — i pożegnał się z naczelnikiem.