Strona:Leon Sobociński - I koń by zapłakał.djvu/44

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
Zamiast podróży poślubnej — pośmiertna.

Pan Florjan był urzędnikiem wojewódzkim.
Do której kategorji w hierarchji urzędniczej należał nie wiem, wiem tylko, że był z kategorji tych urzędników, dla których całe kamasze z wystawy sklepowej był snem o rajskim przepychu.
Pan Florjan, wprawdzie chodził w butach, ale to był zabytek dziedzicznego władania przekazany testamentem bogatego wuja, który jedną parę lakierów zabrał w podróż pośmiertną, na tamten świąt, a drugą zostawił w spuściźnie swemu pupilowi na wiecznej rzeczy używanie...
Pan Florjan marzył tylko o tym, aby w tej spuściźnie mógł się przejechać w podróż poślubną, choćby tramwajem. Ale jak to bywa, łatwiej jest właścicielowi jednej pary butów puścić się w podróż pośmiertną, niż z wybranką losu w podróż poślubną.
O, kobiety, puchy marne, a taką nieodrodną córą Ewy była panna Julcia, która za nic w świecie nie chciała pana Florjana poślubić, uważając sobie za dyfamację mieć męża tak ubogiego, bo właściciela tylko jednej, jedynej pary butów.
A pan Florjan obdarzał pannę Julcię bezgraniczną miłością, zdolną do kochania na śmierć i małżeństwo. Panna Julcia była bardziej pozytywną, no i nieco próżną.
Jej koleżanka ma starającego się, takiego pospolitego kontrolera świeżego masła, ale za to posiadającego nie jedną, a kilka par butów.
Czyżbym gorszą była od tej flondry rozumowała panna Julcia. — Nie, wolę zostać starą panną.
I ot tragedja.
Przeszkód kanonicznych do zawarcia małżeństwa nie było, ale za to była przeszkoda materjalna.