Strona:Leo Belmont - Walka cudów.djvu/5

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   5   —

obronił. Ja powiedziałem — słyszałeś sam — że my teraz jesteśmy w niewoli; to nie możemy wszystkiego zachowywać, jak każe zakon... Ale ja byłem dumny „na ciebie.“ Ja powiedziałem rabinowi, że ty umiesz na pamięć trzysta stronic Tosefty i dwieście stronic Miszny i możesz powiedzieć, jak przekłuć szpilką, jakie słowo znajduje się w przekłutem miejscu na każdej stronicy, którą ci zadać z tych pięciuset... I rabin przekłuł, a ty nie odpowiedziałeś...
— Zapomniałem — ozwał się cicho syn z głębokiem westchnieniem.
— Ja wiem, że to nieprawda. Jeszcze rok temu, jak miałeś lat siedemnaście, to ty wiedziałeś. Ty nie chciałeś rabinowi odpowiedzieć i nie chciałeś mnie zrobić dumę i przyjemność. Ja wiem... Ty przestałeś czytać Talmud...
Młody człowiek mimowoli poruszył się niecierpliwie.
Joel!... ty już nie chcesz słuchać, co ojciec mówi. A z kobietą to ty gadasz... Cały wieczór wczoraj...
— Mówiłem z siostrą Rojzą...
— Ja też to powiadam... Z kobietą rozmawiasz... Czy to tobie wypada?... Czy to jest ta twoja przyzwoitość?... Czy na to ty naukę masz?.. Ileś ty mnie kosztował!... Co ja twojemu mełamedowi zapłacił! A tyś rozum zgubił... Ty i z siostrą swoją coś zrobiłeś. Ona wczoraj wyszła na miasto — i nie chciała matce powiedzieć, zkąd wróciła... Ale ja wiem wszystko... Ona wydała się przed Sarą... a Sara powiedziała matce...
Brwi starca zsunęły się groźnie:
— Ona była w tej... Filharmonie!... Na jakiemś czytaniu... Co tam może być mądrego do słyszenia?... Ja się boję, Joel, że ty byłeś tam także... Mam nadzie-