Strona:Leo Belmont - Pani Dubarry.djvu/181

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

skoro zaszczycił wyborem swoim hrabinę Dubarry.
— Wiesz co, Wilhelmie? Jesteś mniej głupi, niż sądziłem. Udam się do króla. Trzeba naprawić przeoczenie Opatrzności.
Spisywanie umowy przerwano aż do wyjaśnienia sprawy.
Król podzielił skrupuły przyszłego małżonka. Polecił przywołać do siebie sprytnego Gomarda, którego mamy już przyjemność znać.
Ten zawezwany do rady kręcił głową, namyślał się przez dziesięć minut (król i Jean du Barry szanowali jego milczenie) — nagle uderzył się w czoło.
— U licha! o czem tu myśleć? — rzekł radośnie. Przypominam sobie, w Quantigny mieszkał jakiś Gomard, mój imiennik, który równocześnie nosi nazwisko pani Vaubernier, szlachcic... Mówiłem kiedyś o tym zbiegu okoliczność: z nieocenioną panią Rançon. Umarł przed paru laty i nie będzie miał nic przeciw temu, że mu damy po śmierć uroczą córkę. Mam nadzieję, że poczciwy wikary z Vaucouleurs, jeżeli dotąd żyje, lub jego rozsądny zastępca, nie będzie miał również nic przeciw lekkim zmianom w metryce, odpowiedniejszym dla potrzeb... monarchii francuskiej.
Nazajutrz Gomard wyjechał z panią Rançon do Vaucouleurs z tajnem pismem polecającem z kancelarii królewskiej, nakazującem „sprostować błędy w metryce“.