Strona:Leo Belmont - Pani Dubarry.djvu/172

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Wielokrotnie Lebel, dbający o sen króla, pukał, oznajmiając, że pora przerwać sielankę, ba król musi spać, a kareta pana Dubarry, jak umówionem było, czeka. Król przez drzwi rozkazał, aby kareta przybyła o świcie, a kamerdyner poszedł do djabła!...
Z przypuszczalnej godzinki „rendez-vous“, którą obiecywał sobie król, uczyniła się noc — noc dla króla najdziwniejsza w świecie. Joanna pozwoliła obnażyć skarby swego ciała, ucałować się do szału, ale nie zgadzała się położyć na królewskiem łożu; wykorzystała na rzecz odmowy galanterię króla i swoją nad nim przewagę fizyczną i jego omdlałość i jakieś resztki trzepocącego się w niej wstydu, lub kobiecego lęku, że jej czar przepadnie, jeżeli odda się zbyt szybko, już za pierwszym razem. Składała rączki modlitewnie, błagając, aby ją oszczędził nawet wbrew jej woli; — „to będzie ładniej na jutro“, szczebiotała, całując jego wypieszczone ręce. Wreszcie oszołomiła go, ogłupiła, zaimponowała urokiem istoty naprawdę niezwykłej, podając za motyw odmowy to, że... „nie może położyć się do łoża, na którem musiałaby rywalizować zazdrośnie ze wspomnieniami tylu innych kobiet, które król posiadał!“
I król podobnie, jak ongiś fryzjer Lamet, zadecydował, że tej niezwykłej kobiecie należy się... nowe łóżko.
Nie spali całą noc. Przegadali ją. Nad ranem była to już jakby sielanka narzeczeństwa. Król wypuścił ją ze swoich ramion o świcie ocza-