Strona:Leo Belmont - Na tle tajemnicy procesu Ronikiera.djvu/3

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   3   —

znają, że to jest takie... takie, jakby sam Sienkiewicz pisał!
Hrabia uśmiechnął się:
— Mój Stasiu! — gdybym liczył tylko na sławę Sienkiewicza, złamałbym pióro. Dali mu Oblęgorek — i odczepili się od niego! Mojem marzeniem było mieć pomnik za życia. To jest możliwe!...
— Jak pan szwagier skończy i wyda tę powieść „Hrabia na Rostoku“... to wszyscy uwierzą w talent pana szwagra... Myślę nawet, że wtedy mama...
Chłopiec zawahał się:
— Co mama?
— Ej, nic...
— Powiedz!
— Nic... tylko, że mama kiedyś mówiła do tatusia, że pan szwagier chyba w nic nie wierzy... Ale mamusia myliła się... Takie rzeczy pisać może tylko człowiek głęboko wierzący!...
— Słuchaj, Stasiu!... wiem dobrze, że twoja mama nie chciała, abym ci dalej dawał lekcje. Bała się mojego złego wpływu? Przyznaj się!
— Nie!.. naprawdę nie!... Ale...
— Tak! tak!.. wiem dobrze!... Ach, twoja mamunia!
Hrabia powstał — szerokiemi krokami chodził po pokoju — nagle przystanął przed Stasiem i jął mówić w natchnieniu:
— Gdyby to w mojej leżało mocy, zbudowałbym w Łuszczowie klasztor najsurowszej reguły. Sam zostałbym przeorem. Przyjąłbym imię... imię Ojca Teodora... co znaczy po grecku Bohdan — dar Boży — przez Boga dany... Z klasztoru tego spłynęłoby błogosławieństwo na lud okoliczny... Leczyłbym ludność magnetyzmem, jak mój ojciec. Ogniem wymowy zapalałbym serca... Wiesz?