Strona:Leo Belmont - Królewska miłośnica.djvu/73

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ko Ludwika XV — kim jesteś... jaką misję spełniłem przez ciebie!... Cha-cha-cha!
„Ja — jego Szatańska Mość, Lucyfer II — otworzyłem pierwszy łono twoje, aby cię pchnąć na bruki ulic Paryża — a potem sprzedajną, swawolą, rozhukaną, podnieść do tronu, iżbyś tron ściągnęła do błota!...
„Spełniłem misję moją, przekazując ją tobie — misję dopełnienia grzechów spodlałej Francji, aby ta rozpustna i trwoniąca pot ludowej pracy,... aby ta zagrzęzła w fałszu i nieprawości Francja wywołała grom pomsty ludowej!...“
Głos jego urósł... Oczy świeciły nad czarną przepaską. W ohydnej bieliźnie stanął na zgniłej słomie — wniósł rękę ku niskiej powale... Nie był śmieszny w podłości swego odzienia. Był tragiczny. Wydawał się prorokiem piekielnym, apostołem złośliwej prawdy. Głos jego wzrósł do tonów wściekłości.
— Dubarry! ty pomścisz moją krzywdę... pomścisz krzywdę miljonów! Jesteś maszyną zniszczenia!... Ściągnęłaś dwór w bagno... Wydrwiłaś figlarnie uroczystą nędzę rządu... Ośmieszyłaś pychę berła... Oplwałaś koronę... Przestała być świętością... Teraz już będzie można ją łatwo zedrzeć z głowy Pomazańca... Już niema nic świętego we Francji — ani tradycji kościoła, ani tradycji monarchji... Utopiłaś wszystko w szampanie... Wiarę w przeszłość zrujnowałaś bardziej, niż skarb państwa... Dubarry! ty jesteś rewolucją — ludem, który mści wiekowe krzywdy swoje podrzutem błota, zanim pomści się przelewem