Strona:Leo Belmont - Królewska miłośnica.djvu/26

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ludwiku. Król na wszystkie pytania księcia co do osób pożądanych przezeń w nowem ministerstwie nie odpowiedział ani słowa: ani „tak“, ani „nie“. Ministrowie otrzymali portfele za milczącem zezwoleniem: róbcie co się wam podoba. Była tylko kwestja z Monteynard‘em, którego król dotąd cenił i lubił za jego zdolności. Ale M. wzdragał się pójść i przedstawić się Dubarry. „To nie wypada!“ — rzekł. Dubarry rozkrzyczała się wobec króla. Ludwik uczynił w powietrzu gest przekreślający w stosunku do już obranego przez Condé ministra i M. wyleciał na łeb i szyję.

„Ona jest wysoce zabawna. De Condé upomniał się wobec króla o wysokie stanowisko wojskowe dla kogoś ze swoich protegowanych. Powiada do niej wobec milczącego króla: „Pani mi to obiecała!“ A ona: „No, to odobiecuję panu! (Je vous le depromets)“ i pokazała język!...“ Namówiła króla do dania d‘Aiguillon‘owi nadto komendy w szarży szwoleżerów, skusiwszy go tem, że d‘Aiguillon (obecnie minister) gotów jest zapłacić za to stanowisko podwójną sumę t. j. 12000 liwrów. Tak się urządzają sprawy wielkiej monarchji. Myślę, że to wszystko musi kiedyś iść do djabła!“

L. di B.
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .