Strona:Leo Belmont - Królewska miłośnica.djvu/154

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Trzeba — mówił — dużo... dużo tych ludzi wymordować i wszystko, co jest w Luciennes zabrać i rozdzielić pomiędzy nas. To byłaby dopiero sprawiedliwa rewolucja — a ta, co jest teraz, to na nic! I trza ją będzie przerabiać, jak wam to wróżę ja, Zamore!...
Słuchali, śmiejąc się. Czas jeszcze nie dojrzał. Trzeba było 125 lat, aby człowiek, który powtórzył teorję murzyna Zamore, ogłoszony został za proroka, geniusza i głowę olbrzymiego państwa na wschodzie Europy. Tylko że negr — chyba lakoniczniej i mniej nudno — wygłosił z własnego natchnięnia system komunistyczny człowieka, który rzekomo ujął się za pracującymi, jakkolwiek nazwisko swoje wywodził od lenistwa.
Zresztą już w owej epoce — niezadługo potem — znalazł się ktoś, co przedkładał tę teorję i probował ją wcielić — coprawda znacznie wartościowszy etycznie i od Zamore‘a i od jego następcy na wschodzie. Baboeuf, odczuwający głód ludu, który karmiono frazesami o równości. Rewolucja ulękła się rewolucjonisty w kwadracie i ścięła go, jak ścinała arystokratów.
Szczęśliwy Zamore dożył późnego wieku. Zmarł 2 lutego 1820 roku. Trumnę jego przechodnie mijali z pogardą, wskazując na nią ze słowami: „oto ten, co wydał na śmierć Dubarry!“

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .