Strona:Leo Belmont - Królewska miłośnica.djvu/137

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

syntem. Na wielkim stole kuchennym stal lokaj Salenave i, zapomniawszy o tem, iż rano wyraził się: „Czego chce to tałałajstwo? Król powinien to wystrzelać, posiekać i rozpędzić na cztery wiatry“ — teraz ogłaszał krzykliwie.
„Lud zwyciężył! Myśmy zwyciężyli!“
A murzyn Zamore oblewał kędzierzawą głowę perfumami swej pani, układał śnieżno-biały żabot u czarnej szyi i radośnie kłapał lśniącemi zębami.
— Już nie wytrzymam — wołał — ja tam polecę omnibusem!
— Przecież bałeś się tam iść rano.
— Rano strzelali — odparł. Teraz tylko niszczą. Zamore musi to zobaczyć.
I widać było z podrygów całej postaci i z niecierpliwego przebierania nogami, jakoby w tańcu, że owo „niszczenie“ sprawia jego dzikiej naturze niesamowitą uciechę.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Tego wieczora Ludwik XVI, który przedsięwziął sobie zabijać własnoręcznie co roku 10000 sztuk dziczy i prowadził dziennik, w którym zapisywał rezultaty polowań, lub wyraz „nic“, jeżeli nie położył w danym dniu żadnego lisa, zająca, jelenia, czy borsuka — zapisał:
„Nic“.
Dzień wzięcia Bastylji dla tego dobrodusznego myśliwca na tronie był... niczem! — zauważa złośliwie pewien historyk.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .