Strona:Leo Belmont - Królewska miłośnica.djvu/127

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A zatem... do jutra! — rzekła. Zostań lordzie... Nie odprowadzać mnie... Muszę być sama.
Łkanie dławiło jej gardło. Lord uszanował jej wstyd.
Rozstali się. Lord Seymour udał się wieczorem do kasyna i wykupił listy Joanny, jako że były prawdziwe, od Morlande‘a za 1000 luidorów. Nie przypuszczał, że Morlande go oszuka. Doręczył mu sfałszowane zręcznie odpisy. Oryginały zachował. Ukazały się tegoż roku z pod prasy berlińskiej w przekładzie niemieckim, wywołując sensację i szalony pokup.[1]

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Nazajutrz na wybrzeżu w tem miejscu, gdzie schodzili się we czworo stale — pani Dubarry nie znalazła nikogo. Zapukała do drzwi willi Seymour‘a sądząc, że choroba Lili przeszkodziła mu przyjść.
Otrzymała odpowiedź, że wczesnym rankiem lord odjechał z dzieckiem i piastunką do Londynu.
Napisała do niego list.
Biograf pani Dubarry wymownie a pięknie określił ton jego następnemi słowy:

„Jakaż pokuta brzmi tu w każdym wyrazie. Ile przebaczenia jest tutaj ze strony głęboko ko-

  1. Dołączono kilka listów, których prawdziwość krytyka historyczna podważyła mimo zręczności podrabiaczy (P. A.)