Strona:Leo Belmont - Jej pierwsza noc miłości.djvu/16

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   16   —

Niósł ją do sypialni...
Nie było w nim nic, prócz namiętności...
Królował instynkt żywiołowy...

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Płynęła noc szalona...
Pękały pieczęcie na tajemnicach miłości...
Sprzężone uściskiem dwie istoty spadały w zawrotną przepaść uciechy... Zmysły mdlały... Rozkosz biła z niewyczerpanych pozornie źródeł... Namiętność odradzała się w każdym nowym uścisku.
To była jej pierwsza noc miłości...
To była jego pierwsza noc odrodzenia... Potęga rozkoszy wyniosła go z czarnych odmętów rozpaczy...
Płynął ku życiu... Był szczęśliwy... Zasnęli w uścisku...

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Przez sen czuł dotknięcie kobiecego ciała.
Śniło mu się, że ona jest przy nim.
Ona — jego żona!...
Mózg jego strasznie pracował we śnie...
Pamiętał, że stało się coś okropnego...
Z nią — jego żoną!..
Przypominał ciężko...
Tak! jakieś zimne, kościste palce wyciągały się po nią...
Chciały ją oderwać od niego.
Pasował się w marzeniu sennem ze szkieletem...
Nie odda jej!... Nie odda za nic w świecie!...
Wyrwano mu ją gwałtem...
Obudził się z zimnym potem na czole...
Jest!... jest przy nim!.. Owładnęła go radość...
Spojrzał — nie zrozumiał — przeraził się...
Obca twarz!.. Obca!..
Zuzia!...
Zuzia? — tu na jego łóżku? — w jej sypialni?...