Strona:Leo Belmont - Jej pierwsza noc miłości.djvu/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   11   —

małbym się nigdy. Nie jestem okrutniejszym względem was, niż los był okrutny dla mnie... Nie rozumiem, dlaczego powinienbym oszczędzić wam bólu, gdy sam jestem jednym bólem — nic więcej... Wybaczcie, że za mało was kocham — bo zanadto ją kochałem. Wybaczcie, bom umarł, zanim przestrzelę sobie serce. Wybaczcie trupowi, jakim jestem już teraz. Ogarnia mnie potrzeba snu wiecznego. Ołowiem ciążą powieki oczu mojej duszy...“

Biła godzina druga... potem trzecia po północy... On nerwowem pismem zapełniał arkusiki. Żegnał się z każdą z sióstr oddzielnie... Każdą błagał o przebaczenie...

„Ty, moja najstarsza — pisał — ty coś zastąpiła mi matkę w młode dni naszego sieroctwa — ty mi wybacz, że nie chcę żyć dla sławy... Sława to przecie największe oszustwo, jakiem łudzi się człowiek. Sława jest halucynacyą ludzi wielkich. Jest to zabawka, nie istniejąca w całości, — rzecz poszarpana na strzępy, którą bawi się tłum na mogiłach wielkich ludzi. Najmniej istotne z dóbr człowieka — bogactwo ofiarowywane popiołem geniuszów... Wybacz dobra moja Ireno, kwiecie wyrozumiałości i powagi, wyrosły w ogrodzie poświęceń, na drogach kalwaryjskich...
„I ty mi wybacz, Wandziu, lilijko samotna i nieoceniona, ty, której dusza podobną jest skrzypcowej muzyce aniołów... Wiem, że tylko cudem trzymasz się na korzonkach życia — że melancholijne płatki kwiatu — duszy twojej drżą na wietrze zawodów i cierpień... Ale jakże ja mogłem żyć dla was — z tą pustką w sercu. Gdybyś przez jedną godzinę była w duszy mojej, ty sama błogosławiłabyś mnie na śmierć...
„I ty, ptaszę słodkie, Zosiu — wiem, że odbiorę wesele twojej wiośnie... że jestem zbrodniarzem wobec twojej młodości... że moja mogiła samobójcza zbyt prędko otworzy twoje oczy na przerażenia i powagę życia... ale nie mogę się zatrzymać, jak nie może się zatrzymać człowiek, strącony w przepaść... Wybacz mi — albo lepiej nie wybacz... chciałbym, abyś gniewała się na mnie mocno, żem popełnił „grzech śmiertelny“ jeżeli ten gniew mógłby przynieść ulgę twojej żałości... Oburzaj się na mnie, złota dziecino moja — tylko nie płacz, bo szkoda twoich ładnych i dobrych oczu na łzy po mnie...

∗             ∗

Szuflada zacięła się.
Nie mógł jej otworzyć: wierzch zbyt wysokiego