Strona:Leo Belmont - Śmierć genialnego muzyka.djvu/2

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   2   —

— Coś ty uczynił? — nie z nami, nie z naszem uczciwem imieniem, nie z sercem tych wszystkich, co cię kochali — o to mniejsza!.. Coś ty uczynił ze sobą — z twojem imieniem? — z twoją sławą? — z twojemi pieśniami? — z czystym wpływem twojej muzyki?... Jakie ty miałeś prawo zohydzić swój geniusz?!... W jednej chwili pobrukać, pokalać, zapluć, zadeptać, zabłocić — wszystko, co tobie, szczęśliwszemu, natura dała, do czego ludzie się modlili, co ja starszy brat, wielbiłem w tobie?
— Tak... tak... tak... — lękliwie powtarzał tamten, szczękając febrycznie zębami.
Surowy głos ciągnął:
— Jak ty mogłeś tak poniżyć się... przedemną!? Bo jeżeli przedemną, to i przed wszystkimi, których przerastasz tak samo... Czy tobie wolno było zapomnieć, że twoje imię należy do Europy — że jest jednem z tych, które historja zapamięta na zawsze — że teraz nie w blasku, a w błocie przejdzie od pokoleń do pokoleń!.. Czy wolno było zapomnieć tobie, że tyś chlubą naszego kraju, który z takim trudem dorabia się uznania narodów Zachodu — żeś ty jedną z tarcz naszego honoru w obliczu ludzkości?... Złotemi literami napisałeś imię naszego narodu w historyi muzyki — może jeden z najpierwszych, największych w tej dziedzinie u nas — może nawet najpotężniejszy w tej chwili w Europie, jako mistrz tonów — zapisałeś je złotemi literami, aby rzucić potem w kałużę...
Dlaczego to zrobiłeś?!“
Krzyczał i łamał ręce...
I tchórzliwie tamten opuszczał głowę — i garbił się — twarz mu jakgdyby malała — mięśnie krzepły i kurczyły się — a przebierając bezradnie rękoma, głosem zawodzącym tłomaczył się i obwiniał zarazem:
— Postąpiłem podle... szukałem nowych nieznanych wrażeń... Czasem życie, sława, wszystko nudzi... O, ty tego nie rozumiesz!.. Szuka się podrażnień nieznanych,