Strona:Leblanc - Posłannictwo z planety Wenus.djvu/75

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się przybyć w przeddzień otwarcia amfiteatru. Chciałam się wówczas widzieć z tobą, wyznać ci wszystko! Okazało się jednak, że tylne wejście jest otwarte i że mogę dostać się do mieszkania ojca chrzestnego, nie zwracając niczyjej uwagi. I wówczas to spotkaliśmy się niespodzianie w gabinecie Noela Dorgeroux.
— Ależ dlaczego uciekłaś wtedy Beranżero — bez słowa wyjaśnienia?…
— Oddałam ci dokument… To wystarczało…
— Powinnaś była zostać, wytłomaczyć!…
— Nie chciałam, żebyś mi mówił o miłości… Nie można kochać córki Massignaca…
— A skutek twego postąpienia, najdroższa, był taki, że Teodor Massignac, który miał drugi klucz od tego pokoju, podsłuchał naszą krótka rozmowę, wyrwał mi dokument, stając się w ten sposób niepodzielnym posiadaczem tajemnicy mego wuja… Bałem się tak samo, jak i ty, że wynalazek może być unicestwiony, więc ustąpiłem… Nie mogłem dopuścić do walki, która niechybnie dla jednego z nas zakończyłaby się śmiercią…
Beranżera pochyliła głowę na piersi:
— Mój ojciec nie byłby ciebie zabił… Skądinąd groziło ci niebezpieczeństwo. To Velmot był groźnym naprawdę wrogiem, a tego ja pilnowałam…
— W jaki sposób?
— Przyjęłam gościnność w Pre-Bony, ponieważ wiedziałam, że mój ojciec i Velmot mieszkał ubiegłej zimy w tej okolicy… istotnie poznałam pewnego dnia automobil Velmota, pędzący od strony Bougival… Wkrótce wykryłam garaż, do którego ten łotr ze swem autem zajeżdżał. Schowałam się za węgłem i postanowiłam go śledzić… Umieściwszy w garażu automobil odszedł, ale powrócił wkrótce w towarzystwie dwóch nieznanych mi mężczyzn… Z kilku zdań ich rozmowy wywnioskowałam, że po skończonem przedstawieniu porwali mego ojca, że więżą go na sąsiedniej wysepce na