Strona:Lafcadio Hearn - Czerwony ślub i inne opowiadania.djvu/165

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

pozostali przy życiu krewni, podobnie jak i krewni męża, mieszkali rozproszeni w różnych odległych częściach kraju, skutkiem czego niewiele też miała wizyt do składania. Chętnie przesiadywała w domu, układając kwiaty, przeznaczone do pokojów lub dla bogów, ozdabiając niemi dom, lub też karmiąc w sadzawce ogrodowej oswojone złote rybki, które wystawiały głowy z wody jak tylko usłyszały jej kroki.
Nie miała dziecka, któreby mogło wnieść w jej życie nową radość lub nowe cierpienie. Ona sama, mimo uczesania mężatki, wyglądała na młodziutką dziewczynkę i właściwie wciąż jeszcze była naiwna, jak dziecko — mimo nie małego sprytu w pewnych drobniejszych sprawach, który mąż jej tak dalece podziwiał, iż nieraz, w trudnych chwilach, zasięgał jej rady odnośnie spraw o wiele ważniejszych. Być może, że oddane mu serce orjentowało się tu znacznie lepiej niż piękna główka, jednakże rada jej, czyto pochodząca z intuicji czy nie, nigdy nie zawiodła. Przez pięć lat była z nim prawie zupełnie szczęśliwa — a przez cały ten czas on zachowywał się tak poprawnie, jak tylko zachowywać się może młody kupiec japoński wobec żony, której kulturalną wyższość nad sobą uznaje.
Ale nagle zachowanie się jego stało się chłodne — tak nagle, iż z całą pewnością odrazu odgadła, że jego przyczyną bynajmniej nie jest to, czego zwykle, nie bez racji, mają powód lękać się kobiety bezdzietne. Nie mogąc domyślić się prawdziwego powodu, starała się wmówić w siebie, że zaniedbała się w swych obowiązkach. Zupełnie zbytecznie zrobiła rachunek swego niewinnego i czystego sumienia i bardzo, ale to bardzo starała się przypodobać.
On jednak pozostawał w dalszym ciągu niewzruszony. Nie usłyszała od niego ani jednego złego słowa — ale czuła je nabrzękłe na jego ustach za zasłoną