Strona:L. M. Montgomery - Ania z Zielonego Wzgórza.djvu/62

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie powiem jej dziś wieczór, że zostanie u nas — myślała, zajęta rozlewaniem mleka do dzieżek. — Biedna jej mózgownica pracowałaby tak żywo, że nie byłaby w stanie zasnąć. Tak, Marylo, dobrześ się urządziła! Czyś przypuszczała kiedykolwiek, że doczekasz się dnia, w którym weźmiesz dziecko na wychowanie? Wistocie zadziwiające! Lecz daleko dziwniejsze jest, że przyszło to do głowy Mateuszowi, tak bardzo nielubiącemu dziewczynek... Jakkolwiek się stało, podjęliśmy się trudnego zadania i Bóg wie, jaki będzie koniec przedsięwzięcia.