Strona:L. M. Montgomery - Ania z Zielonego Wzgórza.djvu/207

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Niewiele na tem zyskujesz, jeśli wymyślasz coraz to nowe.
— Ależ, Marylo! Wszakże musi być granica dla błędów, jakie jedna osoba jest w stanie uczynić, więc kiedy spełnię już wszystkie, musi przecież nastąpić koniec. Jest to stanowczo myśl bardzo pocieszająca.
— Tak, tak, ale oto teraz pójdź raczej zanieść to ciasto dla wieprzków — rzekła Maryla. — Żaden człowiek nie potrafiłby tego przełknąć.