Strona:L. M. Montgomery - Ania z Avonlea.djvu/219

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

byłem dla niej dość uważającym. Przytem obawiałem się, czy pastorowie nie pomyślą, że Imbirek nauczył się przekleństw ode mnie. Koniec końców postanowiłem rozprawić się z Imbirkiem i po powrocie do domu miałem to oświadczyć Emilji. Ale nie zastałem jej. Natomiast na stole leżał list — zupełnie jak w powieści. Pisała, że muszę wybrać pomiędzy nią a papugą, że wraca do swego dawnego mieszkania i czekać będzie mojej odpowiedzi.
Zirytowałem się i powiedziałem sobie, że jeśli tak, to niech czeka do Sądnego Dnia. Zapakowałem jej manatki i odesłałem je. Zakotłowało się jak w ulu. Scottsford nie jest mniej plotkarskiem gniazdem, niż Avonlea, a każdy współczuł Emilji. Byłem zły, rozgoryczony, zrozumiałem, że muszę się stamtąd wyprowadzić, jeśli mi spokój miły. Postanowiłem osiąść na tej wyspie, którą z lat chłopięcych znałem i lubiłem. Emilja nie zamieszkałaby tutaj, gdzie, jak twierdziła, należy unikać przechadzki o zmroku, ażeby nie wpaść w morze. Więc na złość jej przyjechałem tutaj. I oto cała historja. Odtąd nie słyszałem o niej nic zgoła, aż tu w sobotę, po powrocie z pola, zastaję ją szorującą podłogę, a na stole pierwszy porządny obiad od czasu, gdy tu mieszkam. Powiedziała mi, żebym przedewszystkiem zjadł obiad, a potem pogadamy, z czego wywnioskowałem, że nauczyła się postępować z mężem. Jest więc tutaj i pozostanie już na zawsze. Imbirek nie żyje, a wyspa jest większa, niż przypuszczała. Ale... wraca z panią Linde. Zostań, Aniu, zaznajomisz się z Emilją. Bardzo jej się podobałaś — wypytywała, kto jest to śliczne rudowłose dziewczę w sąsiedztwie.
Pani Harrison przywitała Anię serdecznie i zaprosiła na podwieczorek.
— Jakób opowiadał mi, jak dobrą pani była dla niego — rzekła. — Pragnęłabym poznać moich nowych sąsiadów jak najwcześniej. Pani Linde to przemiła osoba, taka serdeczna!