Strona:L. M. Montgomery - Ania z Avonlea.djvu/125

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

corana i jego własną, aż zbyt wyraźną odpowiedź? Przeklęty Corcoran! Że też nie potrafił wyrażać się ostrożniej! Dobrze go urządził! I przeklęte rudowłose nauczycielki, które wyskakują z lasów bukowych, gdzie niewiadomo poco się włóczą! Jeśli Ania rozmowę słyszała, to Parker, mierzący wszystkich własną miarką, musiał dojść do przekonania, że opowiadać będzie o jego sprzedajności na prawo i na lewo. Coprawda Parker, jakeśmy to widzieli wyżej, niebardzo dbał o opinję ogółu, ale zostać uznanym za sprzedawczyka! A jeśliby ta wiadomość doszła kiedykolwiek uszu starego Spencera, żegnaj na zawsze nadziejo zdobycia Ludwiki wraz z widokami bogatego dziedzictwa po majętnym farmerze. Już i tak szły słuchy, że Spencer krzywo nań spogląda, nie należało ryzykować więcej.
— Hm... hm... Aniu, chciałem się z tobą rozmówić w sprawie, o której dysputowaliśmy ostatnio. Stanowczo postanowiłem nie wynajmować płotu Stowarzyszeniu Aptekarzy. Wasze Koło zasługuje na poparcie.
Ani wyniosłość zaczynała tajać.
— Dziękuję panu — rzekła.
— I... I... nie wspominaj nikomu o tej mojej pogawędce z Corcoranem.
— W żadnym razie nie miałam zamiaru mówić o niej — rzekła Ania lodowato, gdyż wolałaby raczej widzieć ogłoszenia aptekarskie na wszystkich płotach avonleaskich, niż zniżać się do układów z człowiekiem, który chciał sprzedać swój głos wyborczy.
— Właśnie... właśnie — potwierdził Parker, wyobrażając sobie, że zrozumieli się doskonale. — Nie przypuszczałem, abyś to uczyniła. Przecież ja tylko naciągałem Corcorana — myśli, że jest taki przebiegły. Ani mi się śni głosować za Amesburym — głosuję, jak zawsze, za Grantem. Przekonacie się o tem po wyniku wyborów. Umyślnie naciągałem Corcorana,