Strona:L. M. Montgomery - Ania z Avonlea.djvu/103

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ania, wzruszona, odrzuciła linję i kazała Antosiowi iść na miejsce. Czuła wstyd, żal i znużenie. Nagły jej gniew minął i wiele dałaby za możność szukania ulgi we łzach. Więc wszystkie jej przechwałki skończyły się na tem: tylko co wybiła jednego ze swych uczniów. Jakże Janka będzie triumfowała, a jak pan Harrison będzie pokpiwał! Ale co najgorsza, straciła ostatnią możność zdobycia sympatji Antosia, który nigdy jej już nie polubi.
Nadludzkim wysiłkiem powstrzymała łzy do chwili powrotu do domu. Zamknęła się w swym pokoiku na facjatce i w poduszkę wypłakała wstyd, rozczarowania i wyrzuty sumienia. Płakała tak długo, aż zaniepokojona Maryla przyszła do niej, prosząc, by się jej zwierzyła ze swego zmartwienia.
— Sumienie mnie dręczy — szlochała Ania, — cóż to był za sądny dzień, Marylo! Straciłam panowanie nad sobą i zbiłam Antosia Paya.
— Cieszę się z tego bardzo — rzekła Maryla z przekonaniem, — należało to już dawno uczynić.
— O nie, nie, Marylo. Nie wiem, jak będę mogła dzieciom spojrzeć w oczy. Czuję się strasznie upokorzoną. Nie masz pojęcia, jak szorstką, niedobrą i niesprawiedliwą byłam. Nie potrafię zapomnieć wyrazu oczu Jasia Irvinga — zdawał się taki zdziwiony i rozczarowany. Ach, Marylo, tak bardzo starałam się być cierpliwą, aby zdobyć sympatję Antosia, a teraz wszystko na nic!
Maryla niezwykle czule przesunęła swą twardą spracowaną dłoń po miękkich falujących włosach dziewczęcia. Gdy łkania ucichły, rzekła łagodnie:
— Za bardzo się przejmujesz, Aniu. Wszyscy popełniamy błędy, ale ludzie zapominają o nich. A każdy miewa swój sądny dzień. Co się tyczy Antosia, cóż ci to szkodzi, że nie masz jego sympatji? Przecież to jedyny taki okaz wśród twoich uczniów.