Strona:L. M. Montgomery - Ania na uniwersytecie.djvu/49

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kim nosem, bo prawdę mówiąc, mój nos wcale się nie udał. Wszyscy Gordonowie są bardzo przystojni, ale obawiam się, że raczej jestem podobna do Byrnów. Im starsza jestem, tem gorzej. Codziennie przeglądam się w lustrze i dostrzegam, że całe podobieństwo moje do Gordonów znika z każdym rokiem. Matka moja jest z domu Byrne, a ja na moje nieszczęście właśnie jestem podobna do matki. Kiedyś same się przekonacie. Strasznie lubię ładne nosy. Ty masz wyjątkowo ładny nos, Aniu Shirley. Właśnie Augustyn ma bardzo podobny nos do twego, ale niestety nazywa się Augustyn! Nie, bezwarunkowo nie mogę się zdecydować. Gdybym mogła zamknąć oczy i w ten sposób wybrać jednego z moich konkurentów, może już dawno byłabym mężatką.
— A cóż Anatol i Augustyn robią teraz po twoim wyjeździe? — indagowała Priscilla.
— O, mają jeszcze ciągle nadzieję. Kazałam im czekać, aż się wreszcie na któregoś z nich zdecyduję. Są to dobrzy chłopcy, więc czekają cierpliwie. Obydwaj poprostu mnie ubóstwiają. Ja tymczasem mam zamiar ubawić się tutaj do syta. Sądzę, że i w Redmond będę miała mnóstwo konkurentów. Zazwyczaj źle się czuję, nie będąc w męskiem towarzystwie. Ale nie uważacie, że ci młodzi studenci są bardzo mało wytworni? Z pośród wszystkich jeden tylko jest naprawdę przystojny. Zdaje mi się, że mu na imię Gilbert, bo tak go nazywał jeden z kolegów, ten o takich wyłupiastych oczach. Ale, dziewczęta, jeszcze chyba nie idziecie do domu? Moje złote, zostańcie trochę.
— Musimy już pójść, — rzekła Ania chłodniej