Strona:Księżyna (Wierzbiński).djvu/028

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

lawy. i jął cicho a ogromnie, ogromnie, z głębin duszy płakać.
A jej zdało się, że on jeno nad psem kulawym płacze, bo nie rozumiała tragedji starości, ale rozczulona poczęła także łzy ronić i postanowiła zanieść psu miskę dobrego jadła.
Gdy jeszcze łzy strumieniem płynęły po pergaminowych licach starca, rzuciła mu na ucho żywo:
— Jegomość zapomniał, że jutro pan Libelt przyjedzie!
To podziałało cudownie. Słowo „Libelt” oderwało go od siebie i wywiodło na szerokie, wielkie rozłogi spraw ogólnych, polskich. Przez chwilę milczał, zawstydzony, że napadł go smętek z egoistycznego źródła płynący i sprowadził nań paroksyzm słabości, zaczem, ocierając twarz dużą, kraciastą chustą, począł:
— Przywiezie wiadomości z Komitetu Narodowego i wieści o naszych żołnierzach... Panie Boże! żeby tylko ten Mierosławski w Miłosławiu nie pokpił sprawy!...
I poszedł serdecznemi myślami do tych „wyborowych” kosynierów, któ-