Strona:Księżyna (Wierzbiński).djvu/023

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Daleka kuzynka jego, panna Urszula, która czuwała nad kurami i kaczkami plebana a głównie nad nim samym, przygotowywała mu podstępnie dobrą drzemkę. Przysunąwszy stół jadalny do drzwi werandy, wychodzącej na ubogi ogród, tylko w agresty i porzeczki bogaty, otwierała podwoje, skoro skleiły się oczy jegomościa, i tak wystawiała śpiącego na ciepłe promienie słońca.
I, spozierając na obrazek starowiny, uśmiechała się do siebie.
A, zbudziwszy się, księżyna gorzkie robił sobie i jej wyrzuty i wytaczał mocne przeciwko sobie argumenty:
— Chcesz, żebym spał! Żebym przespał te czasy, w których trzeba działać... Możebyś chciała, żeby cały naród przespał te wielkie chwile, co przynieść nam mogą ogromne zmiany, otworzyć wrota do jaśniejszej przyszłości?!... Popraw sobie na głowie ten swój kok! — wpadał na nią z przekąsem i znów poczynał: — Nie wiesz, co się to dzieje na poznańskiej ziemi?! A ja mam spać jak suseł, jak to bydełko bez czucia, co?