Strona:Księżyna (Wierzbiński).djvu/011

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się spodziewać od sądu pruskiego prócz sprawiedliwości i względów dla Polaka.
Jakoż w gwarnych korytarzach snuły się złowróżbne przewidywania i lękiem podszyte domysły.
— Czekają nas długie lata fortecy... — wzdychał rolnik, za widokiem pól zielonych stęskniony.
— Przez tego szaławiłę, paryskiego fanfarona... — wtórzył mu ktoś drugi, do Mierosławskiego zrażony.
Opodal kilku zasępionych kmieci gwarzyło na minorową nutę.
— Ten sędzia w okularach pewnikiem skropi nas siarczyście — wróżył któryś.
— Nie wiedzieć czy wyrwiemy się z paszczy pruskiej... — zakrakał puszczyk i odpowiedziało mu westchnienie:
— O laboga!
A w sali Karola Libelta radzono jeszcze żywo, czy nie należałoby jeszcze w ostatniej chwili jakim manewrem lub chociaż krasomówczym zwrotem wzmocnić obronę adwokacką, wskazać na sympatje Berlina i na ferment w kraju, ale beznadziejność przygniatała niejedną pierś głównych oskarżonych.