Strona:Księżyna (Wierzbiński).djvu/009

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

drugiego moralnie i stanowili silnie zwarte ciało. A głowy ich podnosiło do góry poczucie w półświadomości świecące, że serce ich ziemicy jest przy nich, z nimi i — w nich.
Wreszcie po wielu miesiącach poczęły się konszachty z prawnikami, narady nad linją obrony, domysły dotyczące usposobienia rządu i służalczego trybunału w stosunku do ich sprawy — sprawy spisku zmierzającego do powstania. A gdy przyszło do przewlekłych przesłuchów śledczych, zawrzało wśród oskarżonych, bo „szef” stłumionego w zarodku powstania, Ludwik Mierosławski, dostarczył towarzyszom nielada materjału do swarów.
Zbyt często odwiedzał go w celi szpiegowski, chytry radca policyjny, aby gadatliwy i pyszałkowaty rezoner nie miał dać się pociągnąć za język, nie miał wypaplać za wiele, odsłonić kart spisku i wprowadzić kilku towarzyszów w fatalne położenie. Wtedy niejeden cichy człowiek, co zabijał czas kleceniem pamiątkowych krzyżów lub wiatraków z klepek i tak czekał spełnienia losów,