Strona:Krwawe drogi.djvu/103

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Sołdat, ty nie spalis mojej chudoby, bój się Pana Boga!
— Jej Bohu, zdiełaju.
— Jezu Marya, ludzie, czy wy naród ze wszyćkiem chceta do ruinacyi ostatniej doprowadzić.
— Nu, procz!
— Dam ci 3 ruble.
— Niet.
— 5 rublów, sołdat, przecieś nie zwierz najgorszy ze stworzeń pańskich.
— Nu, dawaj, ale dziesiat rublej.
Baba skoczyła do chałupy, jak płomień, szukać pieniędzy: Wyrzuciła wszystko z kuferka, drżącemi rękami chwyciła chuścinę, w której na węzełek był zawiązany jej majątek. Przeliczyła. Było 8 rubli i 32 kopiejki. Więcej nie miała.
— Wszyćko, co mam, oddaję, zlitujcie się, cłeku.
— Skolko?
Przeliczył dokładnie.
— Wsio?
— Niech tu padnę trupem, jeśli nie prawda.
— Nu, haraszo.
Przeliczone papierki zwinął i schował na piersi, miedziaki rzucił na ogród, poczem z całym spokojem usiadł i zaczął zajadać gruszki w milczeniu. Kobieta stała nad nim jak na straży, mętnym wzrokiem ścigając każdy ruch sołdata. Dzieciska nadbiegły i z wylękłą ciekawością oglądali żołnierza.
Naraz rozszarpał powietrze głęboki a zara-