Strona:Krwawe łzy unitów polskich 020.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Przybywszy z kozakami do jakiejś parafji, wypędził na pole całą ludność, mężczyzn, kobiéty i dzieci, i rozkazał im stać w śniegu z twarzą zwróconą do wiatru.
— No, teraz będzie wam ciepło w białym puchu! — urągał ten łotr bez serca. — Może się wam zechce śpiewać w tym ślicznym puchu katolickie pieśni!..
Przez całe trzy tygodnie trzymał nieszczęśliwych katolików na mrozie, pytając ich ciągle, czy chcą przejść na prawosłaẃje. A gdy milczeli, kazał ich bić i zabijać nahajkami. Starsi, słabsi, nie mogąc znieść kąpieli śnieżnéj, wichrów i batów, żegnali się z ziemią. Umierali, odchodzili na skrzydłach męczenników chrześćjańskich przed tron Pana Boga, gdzie skarżyli się na okrucieństwo prześladowców. Marły także dzieci, których delikatne ciało odrywała nahajka od kości.
Na taki potworny pomysł mógł się zdobyć tylko człowiek obłąkany, albo szatan.
Szatanem był ten ohydny Klimienko. Tysiące ludzi niewinnych zakatował, albo wysłał na Sybir, gdzie w krótkim czasie umierali z nędzy i głodu.
Jego djabelski pomysł nie poskutkował. Bici, kopani, poniewierani unici nie porzucili wiary katolickiéj. Woleli umierać!..
Tu i ówdzie przeszedł na prawosłaẃje jakiś tchórzliwy albo chciwy łask rządu