Strona:Krwawe łzy unitów polskich 018.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wchodząc do wioski albo do miasteczka, oświadczali ludzie zbrojni, że przychodzą jako przyjaciele, jako życzliwi współwiercy, bo przecież unici są rusinami, a rusini są krewniakami Rossjan, więc powinni być prawosławnymi, jak byli dawniéj, przed uńją, czyli przed połączeniem się z Kościołem rzymsko-katolickim i z Polską. Tak gadać nauczył ich Czerkaski.
Zdawałoby się, że tacy „przyjaciele“ i „krewniacy“ będą się obchodzili z unitami grzecznie, po ludzku, po przyjacielsku. Stało się jednak inaczéj...
Razem z wojskiem przybywało do parafij unickich mnóstwo urzędników, polujących na sute łapówki.
Wpada oto do parafji naczelnik Klimienko z kozakami, zwołuje wszystkich włościan w jedno miejsce i pyta, czy chcą przejść na prawosłaẃje.
— Unitami jesteśmy od trzystu już lat. Głową naszą jest Ojciec Święty mieszkający w Rzymie, po polsku mówimy, a nie po rossyjsku, więc jesteśmy katolikami i Polakami i takimi pozostaniemy, — odpowiedzieli gromadnie włościanie.
„Życzliwy“ niby swoim „krewniakom“ Klimienko zaczerwienił się jak podrażniony indyk i krzyknął na kozaków:
— Pokażcie tym buntownikom, jak trzeba być posłusznym rządowi, jak trzeba poddać się władzy. Wypędźcie z nich ba-