Strona:Krawczyk królem.djvu/5

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.




Był piękny letni poranek, słońce świeciło jasno, promieniami swemi dotykając okien ubogiego krawca, przy którem usadowił się on właśnie, krając zamówione dla kogoś ubranie.
W tym czasie przechodziła handlarka, wołając doniosłym głosem, że ma dobre konfitury do sprzedania.
Krawiec był w dobrym humorze i przy dobrym apetycie, zawołał więc przekupki, a kupiwszy od niej ćwierć funta przysmaku, posmarował nim kawałek chleba i nie mogąc jeść odrazu, położył go na krześle, wykończając pośpiesznie robotę.