Strona:Królewicz - żebrak wg Twaina.djvu/054

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ździwiony Tom rzekł do oskarżonej:
— Więc pokaż swą siłę i wywołaj burzę!
Tak uczeni, jak i najbardziej prości ludzie wierzyli naówczas w czary i różne siły nieczyste, ztąd magnaci przerazili się niemało, gdy Tom rozkazał kobiecie, by wywołała burzę. Sam on wierzył w czary, z ciekawości jednak pragnął zobaczyć, w jaki to mianowicie sposób powstanie burza w jego pałacu. Widząc malujący się smutek na obliczu nieszczęśliwej, Tom zaczął ją pocieszać.
— No, nie lękaj się niczego, mówił. Zrób tylko burzę, choćby maleńką, a w tej chwili wypuszczą cię wraz dzieckiem.
Kobieta padła na podłogę, wołając ze łzami:
— Panie mój, nie ma we mnie tej siły. Gdybym ją posiadała, nie dbałabym o nic, byleby tylko ocalić mą córkę.
Gdy widział Tom, iż nalegania jego skutku nie odniosą, rzekł:
— Kobieta ta mówi zupełną prawdę. Gdyby matka moja była na miejscu jej i posiadała w sobie siłę nieczystą, wywołała by burzę, aby mnie tylko ocalić. Widzę, że matki wszystkie jednakie. Pójdź z Bogiem wraz z córką twoją. A teraz, skoro ci darowano i żadne niebezpieczeństwo nie grozi, zdejmuj coprędzej pończochy i jeżeli wywołasz burzę, przyrzekam nagrodzić cię hojnie.
Zdjąwszy pończochy swoje i dziecka, kobieta trzęsła niemi na wszystkie strony, niestety burza nie ukazała się.

— Dosyć! — zawołał Tom — nie posiadasz złej siły. Idź z Bogiem. Nikt ci więcej krzywdy żadnej nie uczyni.