Strona:Królewicz - żebrak wg Twaina.djvu/053

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Podziwiając umysł Toma, mówiono: Choroba przechodzi widocznie, zdrowy rozsądek powraca!
Tom zapragnął dowiedzieć się o przyczynę skazania kobiety i dziewczyny, które weszły przestraszone, przelękłe.
— Co zawiniły? — zapytał Tom.
— Sprzedały duszę djabłu — odparł dowódzca straży — za co będą powieszone.
— Kiedyż to miało miejsce, gdzie, w którem miejscu? badał Tom dalej.
— W Grudniu, w starym kościele — odparł dowódzca.
— Czy przyznały się?
— Niestety, zaprzeczają usilnie.
— W jakiż sposób dowiedziano się o tem?
— Świadkowie widzieli, jak nocą wchodziły do kościoła, tam to złemu zaprzedały swe dusze. A nazajutrz już szatan pomógł im wzniecić burze, która narobiła wiele złego?!
— A sama kobieta? — zapytał — czy ocalała?
— Nie, Wasza Królewska Mość, dom jej również się zawalił. Nie ma się nieboga gdzie podziać wraz z dzieckiem.
— A więc czart oszukał ją, — wtrącił Tom — pieniądze wziął, a mocy żadnej nie dał. Gdyby ją posiadała, nie pozwoliłaby burzy znieść jej biedną chatynkę. Ja zaś, — rzekł Tom, — tak myślę o niej: Za grosz sprzedała duszę, a za dziesiątki rubli poniosła straty, bo została bez domu. Więc skoro jest warjatką to i bez grzechu. Więc za cóż ją karać.
Słysząc mądre zdania Toma, zdumieni starcy kiwali głowami. Tom po chwili zapytał:
— Radbym wiedzieć jak one urządzały te burze.
— Oto tak — odrzekł naczelnik straży — zdjąwszy pończochy, wytrząsały je.