Strona:Królewicz - żebrak wg Twaina.djvu/052

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Zawyrokowano mnie, zawołał nieszczęśliwy, na ugotowanie żywcem.
— Zamilcz, nieszczęsny! — zawołał król — okropności takich słuchać niepodobna, a po chwili:
— Dobrze, dodał, stanie się jak chcesz, zostaniesz powieszonym!
Gdy skazany zaczął wynurzać swą wdzięczność Tomowi, tenże zapytał Hartforda.
— Czy istotnie w naszym kraju istnieje taki barbarzyński zwyczaj?
— Tak, odrzekł Hartford, stosuje się on do wszystkich trucicieli!
— Prawo to ma być zmienionem, zawołał Tom, od dziś żaden przestępca nie otrzyma tak okrutnej kary!
— Słowa twoje, nasz panie i królu, promieniejąc z radości mówił Hartford, zacne i poczciwe. Zapamiętają je nasze dzieci, wnuki i prawnuki.
Dowódzca straży chciał wyprowadzić skazanego, Tom, rozkazawszy, by pozostał, zawołał:
— Stój, niech wybadam tego nieszczęśliwego, a zwracając się do skazanego:
— Opowiedz mi, jak było! zawołał.
— Królu mój, jestem niewinny. Świadków na to niemam i prawdy dowieść nie mogę. Oskarżają mnie o otrucie chorego w jednej wsi. Byłem jednak w tym czasie gdzieindziej w innem miejscu, tam nie gubiłem duszy ludzkiej, lecz przeciwnie ratowałem chłopczynę, który tonął, a ja...
Nie pozwalając kończyć występnemu, zapytał nagle:
— A o której to porze dnia otruł on człowieka?
— O dziesiątej z rana. Było to w sam dzień nowego roku.
Tom rozkazał: Wypuścić go natychmiast z więzienia. Tak rozkazuje król.