Przejdź do zawartości

Strona:Królewicz - żebrak wg Twaina.djvu/016

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pijak obrzucił chłopca pogardliwem spojrzeniem i zawołał:
— Ha! skoro my ciebie z babką oboje porządnie schłostamy, wnet te wszystkie głupstwa z głowy ci wywietrzeją.

Młody Edward iść nie chciał. Pijak powlókł go przemocą. Gromada ludzi zebrawszy się w około, szydziła z biednego królewicza.





V.

Los szczęścia.


Pozostawiliśmy Toma Canty samego w książęcym gabinecie. Tu rozpatrywać się zaczął w otaczającym go przepychu, a stanąwszy przed zwierciadłem, wyjął z pochwy piękną szpadę, bawiąc się nią, oglądał sztylet, wysadzany drogiemi kamieniami, a potem szczegółowo dalsze umeblowanie sal królewskich. Nazachwycawszy się tem, usiadł na miękkim fotelu.
— Będę dopiero miał co opowiadać — myślał sobie — skoro powrócę do moich i usłyszą o tej całej mojej przygodzie. Nie uwierzą mi, jestem pewny. Powiedzą, że mi się to wszystko śniło, a ujrzawszy mnie w stroju książęcym, niepoznają swego niegdyś ubogiego Toma.
Ubiegła godzina. Przepych, roztaczający się w pałacu przestał zajmować chłopca. Przykrzyło mu się owo wyczekiwanie na księcia. Zaczął nasłuchiwać i oknem wyglądać. Przestraszała go dziwnie głucha ta w okół cisza.
— Co począć — mówił. — Gdyby tak pod nieobecność królewicza zastano mnie tu w jego ubra-