Strona:Królewicz - żebrak wg Twaina.djvu/011

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szy mnie tylko twoja dowcipna odpowiedź. Dziś jeszcze rozkażę posłać twym siostrom wiele ubrań i sług wiele. A teraz powróćmy jeszcze do twojej dzielnicy, Aufale Cortu. Powiedz mi czy tam wesoło?
— I bardzo — rzekł Tom — dopóki tylko głód na dobre nie zacznie się dawać we znaki.
Przychodzą wędrowni sztukmistrze, którzy dają przedstawienia z małpami.... to takie ciekawe, kosztuje tylko szyllinga. Prawda, że u nas to często i o szyllinga bardzo trudno.
— Cóż więc tam u was się dzieje?
— Próbujemy się wzajemnie, walczymy na kije!...
— O! to musi być wesołe — zawołał książę, oczy którego zadowoleniem zabłysły. — Mów dalej, mów — wołał.
— Ha, bawiemy się w konie, to znów gonimy jeden drugiego, śpiewamy i tańczymy.
— Jakżebym i ja również — zawołał książę, którego twarzyczkę żywy oblał rumieniec chciał wdziać takie ubranie jak twoje i tak się bawić. Popróbować się na kije, poigrać w konie i kopać piasek. Choć raz jeden tylko bez sług i dozoru. Oddałbym nawet koronę królewską za jeden dzień takiej zabawy!
— To tak jak ja, — przerwał Tom — oddałbym życie byleby choć na chwilę przywdziać książęce ubranie.
— Chciałbyś, doprawdy? — zapytał książę — zdejmij więc swoje łachmanki i przynieś mi te szmaty. Nikt nam nie przeszkodzi, a potem znów się zamieniemy!
W kilka chwil potem książę Edward stał przebrany w łachmany Toma, a ten przybrany w szaty