Strona:Król Ryszard III (Shakespeare).djvu/044

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Drugi morderca. Otrząś się z niego, nie wierz mu; nie-
bawem zechce wyłudzić z twej piersi westchnienie.
Pierwszy morderca. Mam ja mocną naturę, nic ono ze
mną nie wskóra.
Drugi morderca. Mówisz jak człowiek z sercem, któ-
remu idzie o reputację. Dalej do dzieła!
Pierwszy morderca. Palnij go w łeb gifesem i wrzuć go
potem do naczynia z małmazją, co stoi w przyległej izbie.
Drugi morderca. Wyborny pomysł: tym sposobem zro-
bimy z niego rodzaj biszkoptu.
Pierwszy morderca. Cicho! budzi się.
Drugi morderca. Palże go!
Pierwszy morderca. Nie, pogadajmy z nim trochę.
Klarens. Dozorco, daj mi, proszę, kubek wina.
Pierwszy morderca. Będziesz miał wina wkrótce huk,
milordzie.
Klarens. Dlaboga! kto ty jesteś?
Pierwszy morderca. Człowiek, panie,
Tak jak wy.
Klarens. Ale nie równy mi stanem.
Pierwszy morderca. Tak, bom nie zbrodzień stanu.
Klarens. W głosie twoim
Jest jakby piorun, lecz w wzroku pokora.
Pierwszy morderca. Głos mój jest głosem króla: wzrok
mym własnym.
Klarens. Jak ciemno i jak zabójczo przemawiasz!
Postać twa groźna, dlaczegoż twarz blada?
Kto was tu przysłał? pocoście tu przyszli?
Obadwaj. Po to —
Klarens. Żeby mię zamordować?
Obadwaj. Tak jest.
Klarens. Zaledwie śmiecie przyznać się do tego,
A mieliżbyście śmieć tego dokonać?
W czemżem was skrzywdził, moi przyjaciele?