Strona:Król Lir (William Shakespeare) 085.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
Królestwu jego grozić ma podobno
Niebezpieczeństwo tak wielkie, że powrót
Jego osoby był wielce potrzebnym,
Niezbędnym nawet.
Kent.Kogóż on w swe miejsce
Wodzem zostawił?
Rycerz.Marszałka Le Fer’a.
Kent. Czy ten list, któryś pan oddał królowej,
Wywołał jaki objaw jej boleści?
Rycerz. Tak, panie; wzięła go i odczytała
W mej obecności, a gdy go czytała,
Duże łez krople od czasu do czasu
Spadały po jej delikatnych licach.
Widząc ją, byłbyś rzekł, że jest królową
Swojego żalu, który buntowniczo
Chciał jej królować.
Kent.Była więc wzruszoną!
Rycerz. Ale nie gniewną. Żałość i moc duszy
Walczyły w niej o lepszą; widać było
Deszcz i pogodę razem; jej uśmiechy
I jej łzy były jako dzień majowy,
Pełen uroku. Błogie te promyki,
Które igrały na jej świeżych ustach,
Zdawały się nie wiedzieć, jacy goście
Byli w jej oczach i z nich wychodzili,
Jakoby perły kapiące z brylantów.
Słowem, żal byłby pożądanym skarbem,
Gdyby każdego tak upiękniał.
Kent.Nic-że
Nie powiedziała?
Rycerz.Owszem, parę razy
Z głębi jej piersi wyszło imię ojca,
Jakby się serce jej oswobadzało
Z ciężaru. — Siostry! — zawołała, — siostry!
Hańba kobietom! siostry! Kencie! ojcze!
Jakto? w noc? w czasie burzy? Więc litości
Niema na świecie! — Wtedy się puściły
Święte strumienie z jej niebiańskich oczu
I rzewny głos jej stłumiły; wybiegła,
By zostać sama z swem cierpieniem.
Kent.Gwiazdy,
Gwiazdy to rządzą treścią naszych jestestw,
Inaczej, jedno i to samo stadło