Strona:Król Lir (William Shakespeare) 062.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
Oto tu stoję, jako wasz niewolnik,
Ja, starzec biedny, słaby i wzgardzony,
A przecież wręcz was mienię służalcami,
Bo, pomagając dwom wyrodnym córkom,
Zastępy swoje, z górnych sfer wiedzione,
Zwracacie przeciw takiej jak ta głowie,
Starej i siwej. O! o! to niegodnie!
Błazen. Dobry ma szturmak, kto ma dom, gdzieby przed szturmem wścibił głowę.
Gdy serce ma swój dom,
Nim głowa ma takowy,
Na budę zda się psom
Los serca i los głowy.
A kto swym piętom da
To, co miał sercu dać,
Nagniotki w zysku ma
I czuwa zamiast spać.
Taka to prawda, jak to, że niema pięknej kobiety, coby się nie mizdrzyła przed zwierciadłem.
Król Lir. Nie, będę odtąd wzorem cierpliwości;
Nic już nie powiem.
(Wchodzi Kent).
Kent.Kto tu?
Błazen. Wspaniałomyślność i jej towarzysz, to jest mędrzec i błazen.
Kent. Ach! Wy tu, Panie? Twory, co noc lubią,
Nie lubią przecie takiej: ten gniew niebios
Zapędza nawet wędrowców ciemności
Do ich kryjówek. Odkąd jestem mężem,
Nie przypominam sobie, abym kiedy
Był świadkiem takich ognistych wybuchów,
Takiego huku piorunów, takiego
Wycia i ryku wichrów i ulewy.
Ludzka natura nie może wytrzymać
Podobnej chłosty i zgrozy.
Król Lir.Bogowie,
Co tak okropnie wrzecie ponad nami,
Wynajdźcie teraz swych wrogów. Drżyj, zbrodniu,
Co w sobie nosisz tajone przestępstwa,
Których nie dosiągł bicz sprawiedliwości.
Ukryj się, krwawa ręko; wiarołomco,
I ty, świętoszku, co płaszczykiem cnoty
Osłaniasz czyny kazirodne, truchlej.