Strona:Król Lir (William Shakespeare) 050.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
Kent.Tak jest.
Król Lir.Nie, mówię.
Kent. Tak jest, ja mówię.
Król Lir.Nie, tegoby oni
Nie uczynili.
Kent.Tak jest, uczynili.
Król Lir. Nie, na Jowisza!
Kent.Tak jest, na Junonę!
Król Lir. Oniby tego nie śmieli uczynić,
Oniby tego nie mogli, nie chcieli;
Taka zniewaga w miejsce czci należnej
Byłaby jeszcze gorszą, niż morderstwo.
Powiedz mi krótko ale szczegółowo,
Jak mogłeś ściągnąć na siebie, a oni
Taką ci krzywdę wyrządzić, gdyś przyszedł
W naszem imieniu.
Kent.Panie, gdym im w domu
Doręczył pismo Waszej Dostojności,
Zanim powstałem z miejsca, gdziem na klęczkach
Uszanowanie me ukazał, nadbiegł
Konny posłaniec, usmażony w pocie,
Ledwie ziejący, niosąc pozdrowienie
Od Goneryli, swojej pryncypałki,
I nie wytchnąwszy nawet, list im oddał,
Który też oni zaraz przeczytawszy,
Kazali służbie z największym pośpiechem
Kulbaczyć konie; mnie zaś rzekli zimno,
Abym za nimi jechał i zaczekał,
Rychło do dania odpowiedzi znajdą
Swobodną chwilę. Gdym więc tu przybywszy,
Spotkał owego drugiego posłańca,
Którego dobre przyjęcie widocznie
Było powodem mniej dobrego dla mnie
(A był to właśnie ten sam skurczypałka,
Co się niedawno takiego zuchwalstwa
Dopuścił względem Waszej Dostojności),
Więcej krwi w sobie mając niż rozwagi,
Dobyłem miecza; on wzruszył dom cały
Tchórzowskim krzykiem, i występek taki
Córka twa, Panie, i syn twój uznali
Godnym sromoty, jaką tu ponoszę.
Błazen. Zima jeszcze nie przeszła, skoro dzikie gęsi tędy ciągną.