Strona:Król Lir (William Shakespeare) 032.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
mówię jako błazen, to każ ściągnąć korbaczem tego, co tak utrzymywać będzie.
(Śpiewa).
Błazny dziś dawną wziętość stracili,
Bo pobłaźnieli mędrcowie;
Próżno się który na koncept sili:
Żaden nic trafnie nie powie.
Król Lir. Od jak dawna masz torbę tak pełną pieśni?
Błazen. Od tak dawna, wujaszku, jakeś córkom swoim kazał sobie matkować: bo kiedy im dałeś rózgę do ręki, a sobie spuściłeś to, co wiesz,
(Śpiewa).
One w płacz z szczęścia niespodzianego,
Jam się śpiewaniem pocieszał,
Że król tak wielki gra w schowanego
I między błaznów się wmieszał.
Proszę cię, wujaszku, przyjmij nauczyciela, coby twego błazna nauczył kłamać: radbym nauczyć się kłamać.
Król Lir. Jak wasze będziesz kłamał, to dostaniesz plagi.
Błazen. Nie pojmuję, jakie jest pokrewieństwo między tobą a twemi córkami: one mi grożą plagami, jak będę mówił prawdę, ty mi grozisz plagami, jak będę kłamał; a czasem grożą mi plagami, jak cicho siedzę. Wolałbym być nie wiem czem, niż błaznem; a jednakże nie chciałbym być tobą, wujaszku. Oberwałeś swój rozum z obu stron i nic nie zostawiłeś w pośrodku; oto jedna z tych obrywek.
(Wchodzi Goneryla).
Król Lir. Jak się masz, córko? Co znaczą te fałdy
Na twojem czole? Od pewnego czasu
Jesteś, uważam, bardzo zachmurzona.
Błazen. Walnym byłeś chłopcem, kiedyś nie potrzebował zważać na marsy; teraz jesteś zerem bez cyfry. Jam teraz lepszy od ciebie: jestem błaznem, ty niczem. — (Do Goneryli). W rzeczy samej trzeba mi zahamować język. Nakazuje mi to oblicze pani, choć usta jej nic nie mówią. Sza! sza!
Kto ma okruchy za nic i ochłapy,
Syty wszystkiego, z czasem liże łapy.
To wyłuszczony strączek.
(Wskazuje na Lira).
Goneryla. Nie tylko ten Wasz wyuzdany trefniś,
Ale i inni z Waszego orszaku,