Strona:Król Lir (William Shakespeare) 030.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
Król Lir. Będziesz mi odszczekiwał, gałganie?
(Uderza go).
Oswald. Ja się, milordzie, bić nie dam.
Kent (podbijając mu nogi). Ani sobie nogi podstawić? ty nikczemny fidrygansie!
Król Lir. Dziękuję ci, przyjacielu: dobrze mi służysz, będę i ja dobrym dla ciebie.
Kent. Wstań Wasze i wynoś się! Nauczę ja cię znać różnice. Wynoś się, wynoś! Jeżeli chcesz jeszcze raz zmierzyć długość swego chudego cąbra, to zostań, a nie, to ruszaj mi zaraz. Allons! marsz! Miej rozum — tak.
(Wytrąca Oswalda za drzwi).
Król Lir. Dobrze, mój poczciwcze, dziękuję ci. Masz tu zadatek.
(Daje Kentowi pieniądze. — Wchodzi Błazen).
Błazen. Niechże go sobie i ja kupię. — (Do Kenta). Oto masz mój kapturek.
(Daje Kentowi swój kapturek).
Król Lir. Co to ma znaczyć, mój synu?
Błazen (do Kenta). Otbyś wziął, bracie, mój kapturek; nie masz nic lepszego do zrobienia.
Kent. Dlaczego, mości błaźnie?
Błazen. Dlatego, że się wieszasz przy kimś, co popadł w niełaskę. Jeżeli się umiesz uśmiechać wedle tego, jak wiatr wieje, to dostaniesz kataru. Na, weź mój kapturek. Ten człowiek odpędził od siebie dwie córki, a trzeciej mimo woli dał błogosławieństwo: jeżeli chcesz być przy nim, to trzeba ci gwałtem kapturka. (Do Lira). No i cóż, wujaszku? Radbym mieć dwa kapturki, gdybym miał dwie córki.
Król Lir. Dlaczego, moje serce?
Błazen. Gdybym im oddał całe moje mienie, zachowałbym kapturki dla siebie. Oto mój; żebrz o drugi u córek.
Król Lir. Strzeż się waść, bo korbacz będzie w robocie.
Błazen. Prawda jest to pies, którego korbaczem wyganiają do budy; gdy tymczasem jaśnie wielmożnej bonońskiej suczce wolno przy kominie leżeć i cuchnąć.
Król Lir (do siebie). Gorzka to dla mnie pigułka.
Błazen (do Kenta). Nauczę cię, bracie, jednej przypowiastki.
Król Lir. Słuchamy.
Błazen. Uważaj, wujaszku:
Miej więcej, niż zapowiadasz,
Więcej wiedz, niżeli gadasz;