Strona:Korczak-Momenty wychowawcze.djvu/43

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Siero-sieroteńka uboga...
Akurat w niebezpiecznem miejscu, gdzie w poprzedniem przepisywaniu przepuścił cały wiersz, Walenty przynosi herbatę.
— Na drogę — na drogę dam jej — dam jej na drogę.
Walenty kładzie cukier do szklanki. — Stefan rzuca przelotnie wzrokiem, — dalej pisze.
— Znalazł się nóż, — mówi Walenty.
Stefan uważnie spojrzał: nóż — jaki nóż? — oparł głowę na ręce — lada moment zerwie się pytanie — nie, pokonał pokusę, — znów skupiony. — Walenty uśmiecha się, ja notuję szybko, szkicuję interesujący moment, — on nic nie dostrzega. I po chwili z tryumfem, pełnym oczekiwania:
— Już, psze pana, — i uśmiech.
— Dobrze, tylko literę jedną zjadłeś; chcesz poszukać?
Pije herbatę, zmarszczył brwi, — szuka zjedzonej litery.
Szkoda, że nie spojrzałem na zegarek: jak długo pisał.
— Zegarek — zegarek! — ileż razy ja sobie powtarzałem, — i zawsze zapominam.
Dwie myśli:
W ciągu długich miesięcy pobytu wśród gromady dzieci ani razu nie zwróciłem uwagi na uśmiech, — to objaw zbyt subtelny, zbyt drobny, poniżej proga świadomości. Teraz dopiero widzę, że to ważny, wart studjów objaw.
Gdy mnie się pytał niby od niechcenia:
— Czy będę mógł jeździć na koniu? To też z uśmiechem zniewalającym(?). Odpowiedziałem wykrętnie: teraz ślisko, konie źle podkute, — może w lecie. Dzieci muszą wiedzieć, że ich uśmiech obowiązuje.
Druga myśl:
Przepisywanie nie jest dla dziecka czynnością bezmyślną, — przeciwnie, wymaga nawet dużego wysiłku: żeby nie opuścić litery, wyrazu, całego wiersza; żeby dwa razy nie przepisać tego samego wyrazu, wiersza; żeby nie zrobić błędu; żeby wyraz bez przenoszenia mieścił mu się w wierszu; żeby litery były równe