Strona:Korczak-Bobo.djvu/92

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nawet dziennik go nie przeraża. Przyrzeknie uroczyście, że się poprawi, powie, że przysiągł, to mu mama musi uwierzyć.
Do dzwonka zostało pięć minut. Stasio składa książki, zapina tornister, — i już go nawet trochę wysunął z kasetki.
— Przemyski!
Stasio nie wierzy. Jakto? Od poniedziałku miał zacząć w szkole nowe życie, pełne zaszczytów i tryumfów, — nowe i zupełnie niepodobne do dawnego, — już... już za pięć minut miał się skończyć ten stary przeklęty tydzień, — już nawet książka schowana, — i nagle...
— Przemyski.
Stasio nie pamięta głównego miasta w Tybecie. Napewno każe mu mówić główne miasta w prowincjach chińskich. Stasio jest odurzony, — zmartwiały.
— Główne miasto w Persji, — rzuca nauczyciel, spoglądając za zegarek.
O Persji Stasio wie, ale potem zapyta go o Chiny, a on zapomniał, jak się nazywa to miasto, gdzie mieszka Dalaj-lama.
— Ja czekam, — mówi nauczyciel.
I Stasio czeka. Owładnęło nim dziwne lenistwo myśli. Może dzwonek! I dlaczego go wyrwał?
— Teheran, — podpowiada pierwsza ławka.