Strona:Konstanty Krumłowski - Mali psotnicy.djvu/9

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.


Raz ich znowu myśl opęta, aby wyjąć z gniazd ptaszęta. Skradają się pocichutku do gniazdeczka tam w ogródku.
Niosą ptaszki psotne dzieci, a ptak czarny już tam leci — za nim drugi, trzeci, czwarty; gwałtu! rety! to nie żarty!
Jaś ze strachu się przewrócił i na ziemię gniazdko rzucił.
Ptaków był wprost legjon cały omal go nie zadziobały.
Odtąd nasza psotna para już grzeczniejszą być się stara, od pamiętnej owej chwili psotnicy się poprawili.